VIDEO »   Spitfire RIAT 2024        GALERIA »   Zapraszamy do umieszczania zdjęć w naszej galerii   

Zobacz kanał RSS

tam gdzie pieprz rośnie...

13 March 2009, 14:59

Oceń wpis
przez w dniu 29-10-2009 o 22:00 (2437 Odsłon)
Ostatnie 2 dni znowu dosc pracowite...

Wczoraj wreszcie zakonczylem "ground school" - najpierw byly wyklady z bezpieczenstwa z bardzo sympatycznym emerytowanym kapitanem jeszcze z Air India. Mial pare fajnych powiedzonek:

"Everyone wants to fly big planes to places around the world. Then when you get there you discover that its just different hotels"
"the best place to sleep in an airplane is the cockpit"
"only one landing per approach is allowed - maybe maximum 2" (o ATRze ktory rozbil sie przy ladowaniu po kilku odbiciach)

Ekipa kursantow byla fajna - oprocz kilku mlodych z ATRa wiekszosc stanowili panowie po 60tce z B777. Co chwila ktorys zaczynal opowiesc: "When I was flying the DC-3 some years ago..." Co im trzeba przyznac, wiekszosc z nich nie wygladala na swoj wiek i byla w swietnej formie - musze sie chyba za siebie zabrac, jak chce tez kiedys snuc takie opowiesci :-) Pozniej puscili nam film o katastrofie MD-80 American Airlines z 1999. Film ogolnodostepny (wypuszczony przez National Geographic), ale zrobil na mnie duze wrazenie - przypominia, ze w kokpicie nie ma miejsca na zarty, ze z tylu sa ludzie, ktorych zycie jest w naszych rekach i ze na prawde trzeba sie 2 razy zastanowic zanim zrobi sie cos glupiego... Dal mi do myslenia. Po zajeciach pojechalem do biura, gdzie nadzialem sie na szefa pilotow. Poniewaz prosilem o baze w Bombaju dostalem nastepujacy wybor: Chennai, albo Hydrabad (troche jak w WKU - "To gdzie chcecie sluzyc?")... Wybralem Chennai, czyli d. Madras na wschodnim wybrzezu Indii. Ponoc troche zadupie, ale i tak lepsze niz Hydrabad... Przeprowadzka 1 kwietnia. Na poczatku bylem troche niezadowolony, ale juz sie z ta mysla oswoilem, nawet mi sie ta perspektywa zaczyna podobac... Poza tym mam juz dwoch kumpli stamtad - Francuza i Amerykanina, obaj sympatyczni...

Dzisiaj z kolei pojechalem do urzedu ds. cudzoziemcow, zarejestrowac sie. Sama jazda do centrum Bombaju zajela ponad godzine. Okazuje sie, ze centrum jest rownie brzydkie, jak okolice mojego hotelu - chyba nie bede go zwiedzac. Na miejscu tlumy interesantow wszyskich mozliwych ras, narodowosci i religii, z czego polowa w strojach ludowych. Strasznie kolorowe towarzystwo - az zalowalem, ze nie mialem na sobie spodni w prazki i czapki z piorkiem :-) Po wejsciu trzeba bylo wpisac sie w 3 zeszyty, nastepnie odstac swoje w kolejce po numerek. Szczesliwy posiadacz numerka udawal sie nastepnie do sali obok wpisac sie w komputer i czekac na wezwanie. Numerki wyswietlaly sie na tablicy losowo - np. po 6-tce za chwile pojawiala sie 4-ka, nastepnie 5-tka i znowu 6-tka :-) Moja upragniona 8-ka pojawila sie po ok. 1,5 godziny oczekiwania. Urzedniczka, wbrew moim obawom, okazala sie bardzo sympatyczna i pomocna - nie dosc ze nie musialem wsadzic 100wki do paszportu (co sugerowali mi wczesniej koledzy, celem przyspieszenia procesu administracyjnego) , to jeszcze nie skasowala mnie 2000 rupii kary, ktora nalezela sie za przekroczenie terminu rejestracji (powinienem to zrobic do wczoraj, ale przez zajecia nie bylo czasu). Ogolnie rzecz biorac kontakt z urzedem nalezy uznac za pozytywny - trzeba sie bylo tylko uzbroic w cierpliwosc... Od przyjazdu minely 2 tygodnie i po malu zbliza sie wreszcie moment, kiedy zaczne latanie. Z formalnosci zostala mi jeszcze przepustka i mundur (jest juz uszyty, ale nijak na mnie nie pasuje - musza go poprawic). Dzis w nocy lece do Bangkoku. Co prawda planowo powinienem leciec dopiero jutro, ale chce sie spotkac z AllOver'em, ktory tam urzeduje do niedzieli. Mam tylko nadzieje, ze dostane miejsce w samolocie, bo ponoc rejsy do BKK sa zawsze pelne po dach...

Umieść "13 March 2009, 14:59" do Facebook Umieść "13 March 2009, 14:59" do Google

Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy