VIDEO »   Spitfire RIAT 2024        GALERIA »   Zapraszamy do umieszczania zdjęć w naszej galerii   

Zobacz kanał RSS

tam gdzie pieprz rośnie...

26 March 2009, 20:59

Oceń wpis
przez w dniu 29-10-2009 o 22:01 (2891 Odsłon)
Mialem byc tu jeden dzien, a wyszly 3 z kawalkiem - szkoda, ze mi wczesniej nie powiedzieli, to bym wzial ze soba wiecej par majtek... :-) No ale za to jest progress - skonczylem praktyke na liniach i jestem juz pelnoprawnym kapitanem. Wreszcie.

Sroda
Moj pierwszy rejs na linii - minal dokladnie miesiac od ostatniego rejsu w Polsce. Start do Goa o 13:00, meldowanie planowo 45 minut wczesniej. Na wszelki wypadek jednak pojawilem sie w biurze o 11:30. Pierwsze kroki kieruje do gabinetu lekarskiego, gdzie musze podpisac, ze jestem zdrowy i dmuchnac w alkomat. Troche glupie uczucie - wiem, ze nic nie pilem, ale co jak jednak wykaze...? Nie wykazalo... Pozniej zabieram sie za robienie dokumentacji przed lotem. Idzie mi to dosc nieporadnie - przez ostatnie 3 lata mialem od tego zawsze II pilota... Jestem mniej wiecej w polowie, gdy pojawia sie moj instruktor, a dyspozytor informuje, ze po plycie grasuje DGCA (indyjski ULC) i kontroluje wszystkie papiery. W poplochu zostawiam rozgrzebana teczke rejsu i rzucam sie do komputera wydrukowac swoja indyjska walidacje licencji. Moj instruktor stwierdza, ze jak kontrola, to on musi wrocic do hotelu, bo cos zapomnial. Pieknie sie zaczyna moj pierwszy rejs... Koniec koncow do samolotu przyjezdzamy razem z pasazerami, 10 minut przed planowym odlotem. U nas nie do pomyslenia, ale jak sie okazuje w Indiach to norma - Kapitan wchodzi na poklad ostatni... Siadam w swoim fotelu i trema w wiekszosci mija - nowy kraj, nowa linia, nieznane lotnisko, ale kokpit znam jak wlasna kieszen. Kontroli DGCA jednak nie ma, odkolowujemy nawet o czasie. Po starcie kurs na poludniowy zachod, po prostej do Goa. Nie pozwalaja mi uzywac GPSa, bo niecertyfikowany. Trzeba latac na staromodnego VORa. Coz... ich cyrk, ich malpy - musze sie dostosowac. Lot w zasadzie bez wiekszych przygod, poza tym ze wszedzie wokolo wybudowane chmury - troche trzesie, trzeba ciagle pracowac radarem i omijac co gorsze miejsca. Na dolocie do Goa slyszymy nadajnik ELT na czestotliwosci awaryjnej. Jak sie pozniej okazalo, gdzies niedaleko nas wpadl do morza wojskowy helikopter - zaloge ponoc wylowili... Po poltorej godzinie laduje w Goa - wyszlo nawet nie najgorzej... Pol godziny przerwy i wracamy do Hyderabadu - tym razem leci instruktor, a ja probuje sie dogadac z indyjska kontrola ruchu lotniczego - z lepszym, lub gorszym skutkiem... Nad lotniskiem burze - jestesmy zaskoczeni, bo o tej porze roku nie powinno ich jeszcze byc. Ale sa. Ma to swoje plusy - Po opadach temperatura w Hyderabadzie spada do 23 stopni. Takiego orzezwiajacego chlodu jeszcze tu nie widzialem. Po ladowaniu godzina przerwy i wyruszamy do Chennai. W miedzyczasie pogoda lagodnieje. Zegnaja nas ostatnie niedobitki cumulonimbusow, a nad Chennai jest juz zupelnie czysto. W Chennai kolejna godzina przerwy. Jak na moj gust co najmniej o 40 minut za duzo, bo nudno. Powrot do Hyderabadu spokojny. Po burzach nie ma sladu, a ja coraz wiecej kumam z indyjskiej standaryzacji i procedur. W hotelu jestesmy po 22giej. Chcialem sie polozyc od razu spac, ale dalem sie zalodze wyciagnac do knajpy. Tam trafila sie druga zaloga i impreza gotowa :-) Znowu sie nazarlem indyjskimi specjalami i nauczylem grac w "Carrom" - to taki ichni bilard...

Czwartek
Powtorka wczorajszego dnia - ten sam instruktor, te same rejsy. Zmieniaja sie tylko stewardessy. Chmury od rana znow sie groznie buduja, ale koniec koncow jest lepiej niz wczoraj. Goa, to duza baza marynarki wojennej, wiec jest spory ruch wojskowy. Na dolocie kontrola pyta nas o numer zgody wojskowej na nasz lot - lepiej go znac, bo jeszcze zaczna strzelac... Po ladowaniu okazuje sie, ze plyta cywilna cala zajeta - kieruja nas na plyte wojskowa na przeczekanie. Mozna tam podziwiac rozmaite zlomy - od Harrierow poczawszy, poprzez smiglowce Kamowa, na TU-16 skonczywszy. Mam ochote porobic pare zdjec, ale wole nie ryzykowac... Powrot do Hyderabadu bez wiekszych wrazen, a rejs do Chennai wrecz nudny i nie moge sie doczekac konca. Instruktor w porzadku, ale wole latac samemu... Tym sposobem zakonczylem praktyke - w sumie 8 odcinkow i ok. 13 godzin latania w dwa dni. Calkiem niezly wynik. Jutro prawdopodobnie caly dzien wolny w Hyderabadzie, a wieczorem lece na pasazera do Bangalore, skad mam poleciec nocnym rejsem do Bombaju - juz samodzielnie. Tak przynajmiej przekazal mi instruktor. Nie moglem tego potwierdzic, bo tu koordynacja zalog nie ma w zwyczaju odbierac telefonow... :-)

Umieść "26 March 2009, 20:59" do Facebook Umieść "26 March 2009, 20:59" do Google

Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy