Samotnie w Polskę – nawigacja solo :-)
przez
w dniu 07-12-2019 o 21:14 (4654 Odsłon)
Szkolenie nieuchronnie chyli się ku końcowi, ale zanim na dobre się zakończy zostały jeszcze dwa loty do zrobienia i symulator. Bez żalu mi tu, że symulator niedobry, że powinienem… Jak mawiał instruktor: jeszcze zdążysz wydać kasę na latanie. Tak czy inaczej przedostatni lot szkolny za mną, zadanie bardziej na sprawdzenie siebie i nabranie pewności siebie, lub nie jeśli coś poszło by nie tak. Na szczęście wszystko zagrało niczym orkiestra filharmonii dyrygowana moja batutą, bez skojarzeń proszę
. Zadanie wydaje się, że było dość proste, zaplanować lot na dwie godziny nawigacyjnego kręcenia się gdzieś w Polsce. Po ostatnich lotach nawigacyjnych, radach i uwagach instruktora rzeczywiście było lepiej niż się spodziewałem i dzięki dobremu, według mnie, przygotowaniu miałem mnóstwo frajdy w tym locie. Ale po kolei.
Musiałem zaplanować lot na około dwie godziny, więc uznałem, że było by miło jakiś lot widokowy zaliczyć, toteż zaplanowałem po starcie z Ławicy lot na północ do rzeki Warty i potem wzdłuż rzeki aż do połączenia z Notecią w Santoku koło Gorzowa Wielkopolskiego, a stamtąd na Piłę i powrót do Poznania. Pogoda tym razem była łaskawa, świeciło piękne słońce i choć widzialność nie była idealna, to widoki i tak zapierały dech.
Zanim jednak mogłem sam wypuścić się w powietrze, musiałem jeszcze rundkę w koło lotniska zaliczyć, ot tak, żeby się upewnić, a przede wszystkim instruktora, że nie zapomniałem jak się powinno lądować tak, żeby maszyna nadawała się jeszcze do dalszego użytku. Runda z touch and go, potem pełne lądowanie i instruktor opuszcza samolot, a ja w końcu mogę rozgościć się jako jedyna osoba w kokpicie. Tu żarty się kończą, jak coś pogmeram w trakcie lotu to nie będzie instruktora, który co prawda opieprzy, ale i pomoże w kiepskiej sytuacji się odnaleźć, wyprostować i dotrzeć tam gdzie się chciało. No to lecę.
Po kolejnym starcie kieruje się na Rokietnicę, gdzie kończy się kontrola ruchu lotniczego i nawiązuje łączność z Poznań Informacja, dalej już według planu na północ i w okolicy Obornik włączam się w Wartę i teraz już jej malowniczym szlakiem w kierunku zachodnim podziwiając fantastyczne widoki.
Na dzień dobry owiany „złą” sławą hotelo-zamek w Stobnicy, co to robią, robią i zrobić nie mogą, bo im np. nie pozwalają, obok Jaryszewskie lądowisko. Lecę dalej nad wodna wstęgą, raz z jednej strony, raz z drugiej i podziwiam kolory później polskiej jesieni, ciesząc się, że nie ma jeszcze tego zas… białego paskudztwa. Toleruję śnieg tylko pod nartami i nigdzie indziej, tak mam i już. Hejt za 3, 2, 1…
![]()
. A dzięki temu, że go nie ma można popodziwiać z powietrza np. takie widoki:
I tak od lasku do lasku, od pola do pola dolatuję do pierwszego większego miasta na trasie – Wronki. Z daleka już było widać jasne zabudowania wielkiego zakładu produkcji sprzętu AGD, nie można się pomylić, nazwa Amica jest wyraźnie widoczna na wysokim budynku(audycja zawierała lokowanie produktu![]()
). Tak to wygląda z góry, cały kompleks nawet z tej perspektywy robi niesamowite wrażenie, jest ogromy.
No to lećmy dalej, rzeka wije się niczym wąż w amazońskiej puszczy, tyle, że tu bardziej pomiędzy polami. Zakola, zakręty i wywijasy tworzą poniżej niesamowity obraz, widok, który dotychczas można było tylko na zdjęciach zobaczyć, a teraz samemu, osobiście doświadcza się tych wspaniałych wrażeń, widać całe piękno regionu, malowniczość i urok, który uzależnia i głęboko zapada w pamięć, tworząc fantastyczne wspomnienia związane nie tylko z obrazami przed oczami ale też z emocjami wynikającymi z samego lotu, świadomości unoszenia się w powietrzu i poczucia bycia częścią tego niezwykłego spektaklu.
Kolejne większe miasto – Sieraków. Warta wydaje się muskać miasto po jego północnej stronie, choć tak naprawdę dzieli je na dwie części, jedna dużą, druga małą, aby następnie ponownie zamienić się we wstążkę wody ułożoną w pozornym nieładzie na powierzchni ziemi.
Lecę dalej napawając się niesamowitymi widokami, uśmiech nie złazi z dzioba, jeszcze trochę i mi tak zostanie na zawsze. Radocha niesamowita, chwilo trwaj!! I tak dolatuję do kolejnego miasta – Międzychód. Okolica reklamuje się hasłem: Kraina stu jezior. Zaczyna się w zasadzie już od Sierakowa i rzeczywiście kiedy leciałem po północnej stronie Warty co po chwile słońce odbijało się od zbiorników wodnych w okolicy, które bez słońca wydają się z góry tylko ciemnymi plamami, niczym rozlany tusz na ziemi, a odbite promienie kuły jasnym blaskiem w oczy, dając do zrozumienia, że tu rzeczywiście „jest mokro”.
Opuszczam Międzychód i podążając dalej nad wodnym szlakiem, aż docieram do miasta, w którym się urodziłem – Skwierzyna
Aczkolwiek sentyment jakiś taki nie bardzo, może dlatego, ze w zasadzie oprócz miejsca urodzin nic mnie z nim nie łączy. Ale żeby nie było tak w ogóle nic to powiem, że w tym mieście warta zmienia kierunek na północny kierując się w stronę Gorzowa Wielkopolskiego i to z góry wygląda niesamowicie, nie mam na fotce, ale wygląda to przeuroczo jak nagle te zawijasy wodne robią wiraż niemal o dziewięćdziesiąt stopni, by następnie podążać w kierunku północnym.
W końcu doleciałem do miejsca, w który Noteć wpada do Warty, widok wiele warty. Zdjęcia nie oddadzą magii chwili, niezwykłości widzianych obrazów i niesamowitych, fantastycznych przeżyć jakie towarzyszą takim momentom. Zrobiłem kilka kółek, nacieszyłem oczy i napełniłem duszę wrażeniami, których istnienia nawet nie miałem świadomości. Tak niesamowite to miejsce i chwile. Jak tu nie kochać latania
.
Po takich widokach, wrażeniach i emocjach reszta lotu w zasadzie była tylko „nudnym” przelotem do kolejnych punktów zaplanowanych na trasie. Można powiedzieć, że nic już nie było takie samo. Choć jeszcze trafił się rodzynek, który w fantastyczny sposób podniósł ciśnienie i poziom endorfin w krwioobiegu. Widok z góry na nasz piękny świat jest doprawdy niesamowity, ale jest jeszcze coś co można zobaczyć wyłącznie z tej perspektywy. Tak, tak, jest mnóstwo fotek, duuuużo lepszych i z piękniejszymi samolotami, ale widzieć osobiście, z powietrza inny samolot poniżej… Co za lot!!
Nie marudzić mi tu, że samolocik mały i w ogóle i tak się cieszę, że się udało, wszak na pierwszym miejscu było utrzymywanie samolotu w powietrzu. I serdeczne pozdrowienia dla całej reszty podniebnej gawiedzi,
A potem już tylko dolot do poznańskiej Ławicy i lądowanie, po którym pozostaje cała masa fantastycznych wspomnień, niezapomnianych widoków i wrażeń, które na bardzo długo pozostaną w pamięci. Aż chciało by się tylko dotankować maszynę i heja z powrotem w powietrze…
Wszystkiego dobrego i do następnego.