Zobacz kanał RSS

suter odleciał :-)

Podsumowanie PPL(A)

Oceń wpis
przez w dniu 05-03-2020 o 11:40 (4639 Odsłon)
No i stało się, kurs ukończony, egzamin zdany, czekam tylko na przesłanie upragnionego papierka z jedynego słusznego urzędu. Wieść gminna niesie, że jest szansa, że wyrobią się do gwiazdki. Tylko której ? Żarty żartami, ale już po zakończeniu szkolenia może pora na małe podsumowanie.

Egzamin jak egzamin, stresowałem się jak diabli, wszak w tym dniu miało się okazać czy Państwo zaufa mi na tyle, żeby wręczyć dokument pozwalający samopas bez jakiegokolwiek nadzoru instruktora kręcić śmigłem nad Polską. Obowiązkowa powtórka z teorii, dziesiątki razy powtórzony obchód przedlotowy, komunikacja, procedury, potem staranne wyrysowanie trasy, obliczenia, wyważenie maszyny, wypisywanie papierków. Wreszcie nadszedł ten dzień. Od rana na podwyższonej adrenalinie i ciśnieniu, co chwilę sprawdzanie pogody. Wszystko gra, tyłek w auto i wio na Ławicę, tam reszta obliczeń, złożenie planu lotu i …oczekiwanie. Jak to w lotnictwie chciało by się powiedzieć. Ale w końcu nadszedł ten moment i polecieliśmy. Co do samego lotu to pewne czynności mogłem zrobić lepiej, ale egzaminator nie miał większych zastrzeżeń i po zakończonym locie i wyłączeniu silnika z uśmiechem pogratulował zdania egzaminu. HURRRAAAA!!!! A stres z minuty na minutę w trakcie lotu malał, tak że w końcowej fazie już sam do siebie się uśmiechałem z zadowoleniem .

A tak w statystykach przedstawiają się dokonania z kursu. W trakcie szkolenia i razem z egzaminem wylatałem łącznie 42 godziny i 4 minuty z czego 10 godzin i 14minut samodzielnie, pozostałe z instruktorem/egzaminatorem. Zawsze mnie ciekawiło jakim cudem piloci są w stanie podać ile dokładnie czasu spędzili w powietrzu. Liczą to? No tak liczą, teraz wiem nawet jak. Bajer tkwi w tym, żeby zapisać czas rozpoczęcia kołowania i wyłączenia silnika, reszta jest zwykłym dodawaniem i odejmowaniem. W ramach powyższego czasu łącznie wylatałem 5 godzin i 3 minuty w samodzielnych lotach nawigacyjnych, a najdłuższy lot obył się na odległość 230 mil morskich, czyli 425 kilometrów z lądowaniami na 2 lotniskach innych niż lotnisko odlotu – pamiętny fantastyczny lotny dzień No i na koniec jeszcze równe 5 godzin symulatora, ot tak się udało.

To tylko szkolenie do licencji pilota turystycznego, tak więc liczby nie powalają na kolana, poza tym każdy pilot zaczynał z zerowym nalotem, ale emocje jak najbardziej prawdziwe i powalające, przynajmniej mnie. Mnogość wspomnień, wzlotów i… udanych lądowań , atmosfera lotniska za którą tak przepadam, widoki, poznani ludzie, a także duma z samego siebie, że w końcu doprowadziłem kolejne marzenie do końca. To marzenie, które zrodziło się jeszcze za dzieciaka, kiedy mogłem tylko oglądać z ziemi przelatujące nad Trzcielem samoloty, te duże, te małe, a niekiedy także te wojskowe. Kosiaki SU-22 nad moja mieściną zawsze powodowały wystąpienie gęsiej skórki, wszędzie , a w pamięci mam jeszcze kosiaki MiGów 21, tak, tak, mam aż tyle lat. A nie tak całkiem dawno sam mogłem być powodem, dla którego ludziska w moim mieście zadzierali głowy do góry, jedni zastanawiając się co za oszołom po ichnim niebie lata i bezczelnie mąci powietrze, a inni z zazdrością, że też by tak chcieli.

Tak czy inaczej emocje związane z kursem i z lataniem były tak silne, tak głębokie i fantastyczne, że po pierwszym locie chciałem kilka słów o tym napisać. I tak powstał pierwszy odcinek, w zasadzie samo się napisało, miało być kilka słów, że fajnie i w ogóle, a wyszedł „elaborat”. Początkowo wyłącznie FB i tam się okazało, że się spodobało, to po kolejnym też kilka słów nabazgrałem. W końcu pomyślałem o przeniesieniu swojej radosnej twórczości na jakiegoś bloga, niech inni też mają, a co. No a gdzie było by lepiej niż tu . I tak od lotu, do lotu opisywałem podniebne wojaże, doświadczenia i przeżycia. Tym większą frajdę miałem z przelewania wspomnień na e-papier, że opisując, myślami wracałem do tamtych chwil, widoków i emocji i przeżywałem lot na nowo. Super zabawa!

Dziś można by rzec, że to koniec pewnego rozdziału. Coś się dokonało i to tyle. Na tą chwilę. Kolejne wpisy, tfu! loty już planuje. Koniec jednego rozdziału jest przecież początkiem kolejnego, książka życia jaką dla mnie jest lotnictwo dopiero zaczęła się pisać i mam nadzieję, że jeszcze sporo rozdziałów przede mną. Jak tylko pochwycę papier w łapska to zapisuje się na loty nocne. Cóż to będą za przeżycia, już nie mogę się doczekać, zawsze uwielbiałem świat z wysoka, a w nocy owiany on jest… Dobra, dobra, zostawię to na właściwy moment, ciekawe czy mi przymiotników wystarczy . W międzyczasie być może jakiś lot rekreacyjny to tu to tam. Zobaczymy. Zapewne już nie będę opisywał każdego lotu. Sporo elementów się powtarza i nie ma sensu pisać o tym samym, ale jakieś ciekawe momenty z lotów, nowe doświadczenia, obserwacje czy przeżycia będą nadal.

Dziękuję wszystkim za śledzenie bloga, odwiedziny, komentarze i lajki. Przyznam, że nie spodziewałem się aż takiego zainteresowania. Już przy pierwszych stu odsłonach pierwszych wpisów byłem zdziwiony, dla mnie to było aż sto . A potem więcej i więcej. To niesamowicie motywuje i sprawia jeszcze więcej frajdy z całego tego zamieszania zwanego lotnictwem.

Dobrze więc, kończymy na tą chwilę, ale to nie koniec na zawsze…

Wszystkiego dobrego i do następnego.

Ps. A tak wyglądał mój szczęśliwy dziób po zakończeniu lotu egzaminacyjnego

blogs/suter/attachments/5437-podsumowanie_ppl-imag2333.jpg
myszygon, tango fox, vader and 5 others like this.

Umieść "Podsumowanie PPL(A)" do Facebook Umieść "Podsumowanie PPL(A)" do Google

Kategorie
Bez kategorii

Komentarzy

  1. Awatar tango fox
    • |
    • permalink
    No to lataj "nisko i powoli" Gratuluję
    suter likes this.